Forum Fani Club Penguin Strona Główna Fani Club Penguin
Super forum o Club Penguin
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagłada - Jak to było naprawdę...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Fani Club Penguin Strona Główna -> Galeria Tekstowa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yank
Podrostek



Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Nie 13:40, 17 Lut 2008    Temat postu: Zagłada - Jak to było naprawdę...

Postaci:

Yankees: Główny bohater tej opowieści, dziesięciolatek, ma bardzo duże poczucie humoru.
Zuzulka: Starsza siostra Yankees, bardzo troskliwa. Ma 15 lat.
Trenana: Przyjaciółka Yankeesa, ma do niego słabość.
Bindulek: Najlepszy przyjaciel Yankeesa.
Mariolka: Przyjaciółka Yankeesa, jej ojciec zginął w strzelaninie.
Lilciak: Tajemnicza osoba, zacznie prześladowywać Yankees na statku.
Tollaner: Dowódca istot pozaziemskich. Inteligentny, lecz bezduszny.
Lord Wampir: Kapitan wojsk istot pozaziemskich. Z lekka boi się Tollanera.
Magdaska: Dziewczyna Yankeesa, a przy okazji przyjaciółka Zuzulki i siostra Karolci
Karolcia: Siostra Magdaski, przyjaciółka Zuzulki i Yankeesa. Ma do niego słabość.
Marecki: Yankees spotyka go na statku, chce dołączyć do grupy, twierdzi, że mając go ze sobą mają większą szansę na przeżycie. Wielki pesymista.
Bobol: Spotka Yankeesa na statku, ma 17 lat, jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, jest bardzo odważny.






Prolog

Nowy Jork – bezpieczne i nowoczesne miasto. Ekologia jest tutaj nadużywana, a o wandalach nawet się tu nie słyszy. Jednak to właśnie miasto zostało naznaczone jako pierwsze do inwazji przez istoty pozaziemskie.
- Wampirze, podaj mi mapę galaktyczną – Powiedział jakiś niski i groźny głos.
-Dobrze, Kapitanie – Odpowiedział mu wysokim, lecz równie groźnym głosem Wampir.
-Wspaniale… Już dziś będziemy mogli rozpocząć inwazję na Ziemię – Mówiąc to, pierwszy głos wstanął i wyszedł.




Rozdział 1: Inwazja


Tit tit! Budzik Yankeesa już zadzwonił. Chłopak wstanął, nałożył okulary i przeciągnął się.
Yankees był wysokim i szczupłym dziesięciolatkiem o czarnych włosach i z piegami.
Wyszedł z pokoju na dół, aby zjeść śniadanie.
- Cześć mamo! – Powiedział do swojej mamy, przy okazji głaszcząc psa.
- Witaj skarbie – Odpowiedziała mu mama.
- Hej Zuzulka – Powiedział do siostry.
- Cześć – Odpowiedziała.
Yankees podszedł do stołu, usiadł na krześle i zaczął jeść śniadanie.
Gdy zjadł, poszedł do swojego pokoju ubrać się a potem umyć.
-Pa! – Krzyknął do swojej mamy, gdy wychodził już do szkoły.
-Do zobaczenia – Powiedziały równocześnie, Zuzulka i mama.
Ponieważ do szkoły miał bardzo blisko, a miał dosyć dużo czasu, postanowił zajść po swoich przyjaciół, Trenanę, Bindulka i Mariolkę. Najpierw postanowił pójść po Trenanę. Podszedł do drzwi i zapukał.
Drzwi otworzył brat Trenany.
-Eee… Jest Trenana? – Spytał lekko zaskoczony Yankees.
- Tak, już ją wołam – Odpowiedział mu brat.
Poczekał chwilkę, i w drzwiach stała już Trenanę.
- Hej – Powiedziała Trenanę
- Siemka – Odpowiedział Yankees – Idziemy razem do szkoły?
- Jasne, tylko się ubiorę i spakuje - Powiedziała.
Po paru minutach znów zobaczył Trenanę, ale z plecakiem i kurtką.
- No, to chodźmy! – Powiedział wesoło Yankees – Pójdziemy jeszcze po Bindulka, zgoda?
- Jasne, możemy iść – Odpowiedziała mu nieco zawiedzionym głosem.
Kiedy szli po Bindulka, akurat się z nim spotkali.
- Hejka! – Powiedział Bindulek.
- Hej – Powiedział Yankees – Idziemy po Mariolkę?
- Jest chora – Odpowiedział Bindulek – No, to idziemy?
W drodze do szkoły Trenana spytała chłopców:
- Macie zadanie domowe z matematyki?
- Ja chyba mam… - Odpowiedział Yankees – A jak nie to na przerwie spiszę od kogoś.
- Ja zrobiłem wczoraj wieczorem – Odparł Bindulek.
Kiedy weszli już do szkoły, usłyszeli jakiś dziwny dźwięk. Nagle zatrzęsła się ziemia, a Yankees spadł ze schodów.
- Co się dzieje? – Spytała przerażona Trenana. W tym czasie wybiły się szyby od frontowego wejścia do szkoły.
Cś się… - Wymamrotał Yankees, mówiąc to z wielkim trudem, gdyż buzię miał dosłownie pełną krwi – Cś się… Ksmici…
- Kosmici? Chyba… - Nie dokończyła, bo omal nie straciła życia, gdyż dosłownie milimetr od niej runęła
jedna ze ścian.
- Uciekamy! – Wrzasnął Bindulek – Tutaj za długo nie pożyjemy!
- A Yankees? – Spytała Trenana – Nie możemy go tutaj zostawić! Zginie!
- Racja, pomóż mi go podnieść!
Trenana podbiegła i pomogła Bindulkowi podnieść Yankeesa.
- Musimy go zanieść w jakieś bezpieczne miejsce! – Krzyknął Bindulek – Do piwnicy w moim domu! Tam będziemy bezpieczni!
Ledwo, co wyszli ze szkoły, a jakaś dziwna, kulista i płonąca kula uderzyła w dach szkoły, zawalając go.
- Czekajcie, chyba już mogę chodzić – Powiedział nagle Yankees – Puśćcie mnie na chwilę, zobaczymy jak będzie. I tak pewnie zginiemy. Yankees się uśmiechnął.
- Dobra, jak chcesz… - Powiedział Bindulek, i puścił Yankeesa. Trenana zrobiła to samo. Yankees stał, ale przez chwilę omal nie stracił równowagi.
- Dobra, mogę iść – Odrzekł – To gdzie idziemy?
- Do mojej piwnicy – Powiedział Bindulek.
Popędzili, więc do domu Bindulka, chwycili za klamkę i…






Rozdział 2:Początek końca


Zastali mamę Mariolki martwą, z rozciętą głową. Obok klęczała i szlochała nad nią Mariolka.
- Ona… Moja mama nie żyje, Bindulek – Wymamrotała Mariolka – Ona nie żyje, sama widziałam, jak umarła.
Zasłoniła mnie własnym ciałem, i… i… - Mariolka rozpłakała się. Bindulek podszedł do niej, i ją przytulił.
- Spokojnie, będzie dobrze – Powiedział.
- Mój dom! – Wrzasnął Yankees – Tam być może ktoś jeszcze żyje! – I wybiegł z domu Bindulka.
Trenana natychmiastowo zaczęła biec za nim.
- Poczekaj… Poczekaj na mnie! – Krzyknęła zdyszana Trenana.
Yankees zwolnił, po czym znów przyśpieszył.
Kiedy dotarł już do swojego domu, natychmiast otworzył drzwi.
Wnętrze domu wyglądało(i było) jak po bombardowaniu. Tapety ze ścian były zniszczone, wszystkie wazy, obrazy też, po prostu nie można było opisać tego nieładu, jaki panował w tym domu.
Yankees zobaczył swojego psa, Cody’ego, i podbiegł do niego.
Gdy podszedł bliżej, zobaczył, że Cody ma ranną łapkę.
- Trenana, podaj mi jakąś chustkę jak znajdziesz, muszę zatamować krew Cody’emu w łapie, Powiedział.
- Już, trzymaj – I wręczyła mu jakąś szmatę.
- Dobra, teraz potrzymaj mu łapę, dobra? Muszę mu zrobić bandaż.
Nagle usłyszeli, jak ktoś schodzi ze schodów. Była to Zuzulka.
- Yankees! – Krzyknęła, i podbiegła do niego.
- Zuzulka? To ty żyjesz? – Spytał, próbując uwolnić się z uścisku siostry.
- No jasne! Mama i tata też!
- Gdzie są?
- Na górze.
Yankees poszedł na górę do swoich rodziców.
- Poczekaj, pomogę Ci – Powiedziała Zuzulka do Trenany.
- Dzięki. W takim razie ja przytrzymam łapkę psu, a ty zrób resztę, dobra?
- Dobra.
Kiedy Yankees zszedł, zobaczył swojego psa z bandażem na łapce. Uśmiechnął się, i pogłaskał go.
Nagle do domu Yankeesa wszedł Bindulek z nieprzytomną Mariolką.
- Pomóżcie! – Krzyknął do innych.
Zuzulka podbiegła, i pomogła Bindulkowi położyć Mariolkę.
- Nie mam pojęcia, jak to się stało – Powiedział Bindulek – Poszedłem się załatwić, a gdy wróciłem, zastałem ją nieprzytomną.
- A nic nie słyszałeś, jak byłeś w łazience? – Spytał Yankees.
- Słyszałem jakieś brzęczenie, potem się trochę ściemniło, zaczerwieniło, i przywróciło do normalnego odcieniu.
- To mogli być ko…
- Przestań już z tymi kosmitami! – Wrzasnęła Trenana – Przyprawiają mnie o dreszcze!
- I między innymi o to mi chodzi – Warknął Yankees, i uśmiechnął się.
- Hej, Mariolka czy jak jej tam jest już przytomna! – Powiedziała Zuzulka.
- Co się… Co się stało? – Spytała Mariolka – Gdzie ja jestem?
- Jesteś w moim domu – Odrzekł Yankees.
W tej samej chwili gwałtownie się ściemniło, a wszystko wokół zaczęło się bardzo energicznie trząść…



Rozdział 3:Zielone Światło

Yankees wyjrzał przez okno, i zobaczył Magdaskę i Karolcię biegnącą w stronę ich drzwi.
- Błagam, otwórzcie! – Krzyknęła rozpaczliwie Magdaska.
Yankees natychmiast otworzył drzwi, i wpuścił siostry do środka.
Sufit domu pękł. Wszystkie pozostałe i całe meble wciągało w górę.
Nagle dom oświetlił okrągły promień zielonego światła, wsysając Cody’ego w górę
- Cody! – Ryknął Yankees, a z oczu zaczęły mu lecieć łzy – Bindulek! – Zobaczył tylko, jak światło wsysa przyjaciela do góry – Zuzulka! – Kiedy leciała, uśmiechnęła się jeszcze do niego. I nagle sam stracił siłę w rękach, poczuł, że wznosi się do góry, i coraz wyżej, aż w końcu stracił przytomność.


***

Yankees obudził się w jakimś ciemnym miejscu. Zobaczył, że obok niego jest jakiś nieprzytomny chłopak, którego nie zna.
- Hej, obudź się, hej! – Szeptał do nieznajomego. Jednak ten nie zareagował – Hej! Obudź się, no obudź, że się! – Nagle poczuł coś gorącego na plecach. Krzyknął z bólu, a chłopak obok się obudził, i chyba też poczuł straszne gorąco na plecach, bo ryknął z bólu.
- Co to za cholerstwo? – Spytał chłopak obok.
- Nie mam pojęcia – Odparł Yankees – A jak ty masz właściwie na imię?
- Jestem Bobol, a ty jak masz na imię?
- Yankees. Na razie nie mogę podać ci ręki.
Nagle usłyszeli, jak dwie osoby idą do nich. Kiedy weszła pierwsza osoba, Yankeesowi zaczęło kręcić się w głowie.
- Wampirze, podaj mi pocisk usypiający – Powiedziała pierwsza osoba do Wampira.
- Tak jest, Lordzie Tollaner – Odpowiedział Wampir, i podał mu pocisk.
- Doskonale…, Którego by postrzelić? – Powiedział Tollaner – Tego małego, czy tego drugiego? Powiedz, Wampirze, którego?
- Prędzej zabijesz mnie niż jego! – Krzyknął Bobol, i splunął Tollanerowi na nogi.
- Śmiesz pluć na moje nogi? – Spytał rozwścieczony Tollaner – Na MOJE nogi?
- Tak na twoje… - Nie dokończył, bo został postrzelony w pierś nabojem usypiającym.
Nagle Yankees usłyszał jakieś uderzenie. Rozwiązały mu się więzy, do których był przywiązany, ale nie pokazał tego po sobie.
- Co tu się dzieje? – Tollaner był strasznie wściekły. Yankees wykorzystał ten moment, przebiegając mu pod nogami. Pobiegł sprintem, nie oglądał się, z resztą i tak by nic nie widział, bo pomieszczenie zapełniło się dymem. Biegł, więc i ostrożnie i szybko, co nie było łatwe.
- Gonić go! – Wrzasnął Tollaner. Wampir natychmiast zaczął biec. Zaczął doganiać Yankeesa, który biegł najszybciej, jak tylko mógł. Nagle dostał jakiegoś wielkiego przyśpieszenia. Oddalał się od Wampira coraz szybciej i szybciej, aż w końcu ten zniknął mu z oczu. Przez co najmniej pół godziny szukał jakiegokolwiek wyjścia, aż w końcu je znalazł.


Rozdział 4:Nieudana ucieczka

Otworzył je, i odetchnął z ulgą. W końcu świeże powietrze. Ale wciąż nawiedzała go myśl: Co z tamtym chłopakiem, i innymi. Zuzulką, Bindulkiem i resztą. Po krótkiej burzy myśli, zauważył, że parenaście metrów od niego idzie 3 najprawdopodobniej strażników armii Tollanera. Schował się za najbliższą skrzynkę, i popatrzał na nich. Z tyłu głowy mieli 5 macek, mieli małe oczy, płaski nos, ale byli dosyć wysocy. Zdawali się mieć wyczulone zmysły, bo prawie na każdym kroku stawali i oglądali się za siebie. Kiedy w końcu poszli, Yankees wyszedł zza skrzyń. Podbiegł do ściany, wychylił się, i ujrzał owych strażników nieżywych. Serce zaczęło walić mu jak młot. Podszedł do nich, i od jednego z nich wziął karabin. Był nawet lekki.
- Lekki, to raczej dobrze – Pomyślał chłopak.
Nagle usłyszał jakiś szelest. Rozejrzał się, ale nikogo nie zauważył. Po chwili zobaczył chłopaka wychodzącego zza beczek, i natychmiast na niego nacelował.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię – Powiedział nieznajomy.
- Niee, a strażnicy, co, tak po prostu zginęli? – Yankeesowi trzęsły się ręce, nie mógł dokładnie nacelował. – Sami sobie włożyli noże w skroń?
- Dobra, ja ich zabiłem, ale Ci nic nie zrobię – Mówiąc to, podał Yankeesowi rękę – Jestem Marecki. A ty?
- Yankees. Dobra, weź broń, i spływajmy stąd.
- Czekaj, idą tu. Szybko! Schowaj się za skrzynię! No, już!
- Co, ale jak… - Niebieski promień przeleciał tuż przed jego twarzą. Ten szybko zareagował, i trafił strażnika prosto w pierś, a ten upadł, i zaczął się dziwnie trząść.
Następny promień przeleciał tuż pod nogami Yankeesa, a ten odwdzięczył się strzałem prosto w czoło nieprzyjaciela.
- Marecki, pomóż!
- Z chęcią! – Wybiegając, postrzelił jednego z wielu strażników w nogę.
Nagle Marecki dostał w biodro. Upadł, i zaczął się trząść, jakby dostał nagłego napadu padaczki. Gdy przestał, z jego ust zaczęła wylatywać jakaś dziwna ciecz. Twarz zaczęła mu się jakby deformować, a ciało, co chwila zmieniało kształty. W pewnej chwili ciecz przestała lecieć, a Marecki zastygł w bezruchu.
Kiedy strażnicy przestali przychodzić, Yankees podbiegł do Mareckiego.
- Nie umieraj, proszę, proszę! – Nagle Yankees został uderzony czymś ciężkim. Stracił przytomność, ale zdążył zobaczyć, jak coś lub ktoś ciągnie jego i Mareckiego w nieznane miejsce…



Rozdział 5: Odlot z Ziemi

Yankees obudził się w znanym mu już, bardzo ciemnym miejscu. Tym razem obok niego była Zuzulka.
Była ona wysoką blondynką, miała nawet długie włosy.
- Zuzulka, żyjesz? – Yankees miał nadzieję, że chociaż ona jest cała i zdrowa.
- Yanki? To ty? – Spytała Zuzulka
- Tak, to ja – Odpowiedział – Próbowałem uciec, ale…
- Ale Cię złapali. Widziałam, jak ciebie, i tamtego drugiego przyprowadzali.
- To Marecki żyje?
- Kto? A, tamten chłopak? Tak, żyje.
Do pomieszczenia przyszedł Wampir.
- Dzisiaj odlatujemy, dzieci.
- Jak to, gdzie? – Spytał Yankees – I jakie znów dzieci?
- Na naszą planetę – Odpowiedział Wampir, i uśmiechnął się złowieszczo.
- Na waszą kretyńską planetę? Chyba śnisz! – Wampir słysząc to, uderzył Yankeesa w policzek, który natychmiast zaczął sinieć.
- Ty… - Yankees próbował się wyrwać, ale więzy, które go trzymały, były zbyt silne.
- Tym razem się nie wydostaniesz. Poza tym, jesteśmy już parę kilometrów nad ziemią. Chyba byś się skaleczył, gdybyś wylądował z tak dużej wysokości, prawda?
Nagle przybiegł strażnik.
- Kapitanie! Na statku jest jakiś człowiek, którego nie schwytaliśmy!
- Już idę – Odpowiedział z lekka zdenerwowany Wampir.
Kiedy poszedł, Yankees natychmiast zaczął próbować rozwiązać więzy.
- Nie uda ci się – Powiedziała Zuzulka – Dali ci specjalnie twardsze i grubsze sznury.
- A ci? – Spytał z nadzieją Yankees – Ci dali normalne?
- Chyba… Tak! Poczekaj, spróbuję… Jest! Poczekaj pomogę Ci się rozwiązać.
Kiedy Zuzulka rozwiązała Yankeesa, ten natychmiast w stanął, i podbiegł do najbliższych drzwi.
Ponieważ na statku nie było dziurek od klucza, Yankees przyłożył ucho do drzwi, i zaczął podsłuchiwać.
Usłyszał te same dźwięki strzałów, które były wtedy, kiedy był z Mareckim.
Zaniepokoił się, ale wtem usłyszał rozmowę.
- Co mu zrobiłaś? – Yankees rozpoznał głos Bindulka.
- Jest uśpiony, obudzi się za parę godzin – Odpowiedział kobiecy głos.
- Czemu go nie zabiłaś? – Bindulek był przerażony.
- Czekaj… Ktoś nas podsłuc***e… i kopnęła w drzwi, które natychmiast się otworzyły, wywracając Yankeesa.
- Kim jesteś, i czego chcesz.- Kobieta miała w ręku nóż, a w drugiej trzymała nabój usypiający.
- Czekaj, znam go! – Odezwał się nagle Bindulek – To mój kumpel!
Wtem rozległo się donośne szczekanie psa.
- Cody… - mruknął Yankees, i zaczął biec do najbliższych drzwi – Cody! – Piesek szczekał radośnie, merdając ogonkiem. Yankees był szczęśliwy. Przynajmniej pies żyje, nie tak jak zapewne reszta.
Zuzulka podeszła do okna, i westchnęła.
- Musieliśmy się urodzić akurat w Nowym Jorku.
- Pochodzę z Madrytu, tam też zaatakowali. Opanowali Europę i chyba coś jeszcze. Nie wiem, ile przeżyjemy.
- Po co oni wracają się na swoją planetę? Przylecieli tylko po to, żeby nas złapać? Tylko po to zniszczyli z pół świata, żeby nad dopaść? To jakieś szaleństwo!
W tej samej chwili drzwi wyleciały z hukiem, a wszyscy zwrócili się z przerażeniem ku leżącym drzwiom. Lilciak wyjęła rewolwer z kieszeni, i przykucnęła. Z drzwi wyszedł Bobol, Magdaska, Marecki, Mariolka, Karolcia i Trenana. Yankees natychmiast podbiegł do Magdaski, i ją przytulił.
- Hej, patrzcie, coś znalazłam – Odezwała się nagle Lilciak. Bobol podszedł do niej. Była tam szafka, a w niej 6 karabinów maszynowych, na których było napisane „ Mode sSt - 876”.
- Hej! – Zawołał Bobol – Znalazłem broń!
Wszyscy podbiegli, a ostatecznie bez broni była Mariolka, Zuzulka, Magdaska, Karolcię i Trenana.
Wtem promień żółtego światła utrafił w Mariolkę, a ta upadła i leżała nieruchomo. Zuzulka szybko do niej podbiegła. Sprawdziła czy oddycha, i czy bije serce.
- Ona… nie żyje.
Nikt akurat się tym nie przejął, gdyż akurat wyszło parunastu strażników.
Bobol od razu zabił jednego. Jeden z wielu trafił Bindulka w nogę, a ta natychmiast zaczęła krwawić.
Yankees i Marecki szybko stanęli przed nim, aby znowu gdzieś nie dostał.
Statek się zatrząsł, a Marecki zdołał spojrzeć przez okno. Lądowali.




Rozdział 6: Prawdziwe piekło

Gdy przyjaciele byli coraz bliżej lądowania, było coraz bardziej gorąco, lecz nie mogli się rozebrać, bo wciąż
Trwała z niekończącymi się strażnikami. W końcu Bobol dostał jakby szału, i rozstrzelał wszystkich. W końcu odetchnął.
- Zamknijcie wszystkie drzwi na jakieś klucze, deski, cokolwiek. Po prostu nikt nie może tu wejść – Powiedział spokojnie Bobol, – Jeżeli tu wejdą, już po nas.
Kiedy po chwili wszyscy przyszli z wiadomością, że wszystkie drzwi są pozamykane, Bindulek podbiegł do nieżywej Mariolki.
- Ona nie mogła zginąć – Powtarzał sobie z płaczem Bindulek.
- Poczekaj, zrobię ci bandaż na piszczel, może będzie lepiej – Powiedziała mu Zuzulka.
W czasie, gdy Zuzulka zawiązywała bandaż Bindulkowi, Bobol spojrzał przez okno.
- Cholera, jest ich tutaj cała gromada, nie damy rady się stąd teraz wydostać. Chyba, że… Ktoś z was umiałby to poprowadzić?
Wszyscy pokręcili głową na nie. Wtem Magdaska usłyszała jakiś łomot.
- Słyszeliście? – Spytała przerażonym głosem – Oni tu idą!
Rzeczywiście, po chwili drzwi runęły z hukiem, lecz przyjaciele byli na to przygotowani, mieli w rękach broń.
Ponieważ Lilciak miała nóż, pierwsza rzuciła się na strażników, zabijała jednego po drugim, aż w końcu – ktoś dźgnął ją w brzuch. Lilciak przez chwilę stała nieruchomo. Wyjęła sobie nóż, zdążyła odciąć głowę jeszcze jednemu strażnikowi, a potem padła sztywno na podłoże.
Jeden ze strażników, najwyraźniej jeden z generałów, podobnie jak Bobol, nie miał już amunicji w broni. Obaj, więc rzucili się na siebie, i okładali pięściami. Wyraźnie było widać, że generał wygrywa. Nagle wróg dostał strzałem w głowę, i padł na ziemię. Okazało się, że to Marecki postrzelił kosmitę, gdyż był najbliżej niego.
- Dzięki! – Krzyknął Bobol.
- Nie m… - Marecki nie dokończył, gdyż jakaś moc wessała go do czarnej jamy, która przed chwilą się pojawiła. Dziura ta stawała się coraz mocniejsza, i coraz mocniej wsysała rzeczy. Wszyscy łapali się, czego tylko popadnie, ale i to nie pomagało. W chwili, gdy na pokładzie został tylko Yankees i Bobol, dziura zniknęła.
- O cholera, co to było? – Zapytał Bobol.
- A wiesz, że nie wiem? – Odpowiedział zmęczony Yankees, po czym spojrzał na swoje zakrwawione dłonie – Kurde, nie będę mógł trzymać karabinu.
- Nie szkodzi, powinienem obronić nas dwóch.
Po mniej więcej godzinie szukania najbezpieczniejszego wyjścia, przyjaciele je znaleźli. Od razu schowali się za najbliższy głaz. Bobol wyjrzał zza kamienia.
- Droga chyba czysta. Szybko biegasz?
- Cholernie – Odpowiedział Yankees.
- Musisz dobiec o tam, za tą skrzynię, ponieważ trzeba dokładniej sprawdzić drogę. Mógłbyś jeszcze wydawać jakieś dźwięki, żeby ich przyciągnąć. Gotowy? Już!
Yankees wystrzelił jak armata. Biegł, a przy okazji krzyczał:
- Dawać, kretyńscy kosmici! Chodźcie! No, dalej!
Ci jak na życzenie się zjawili. Było ich więcej, niż Bobol się spodziewał. Po kolei zaczął ich wystrzeliwać, ale tych było coraz więcej i więcej. W końcu Yankees zawrócił, cały zdyszany, ale zdążył dobiec do kamienia.
- I co teraz? – Spytał Bobola.
- Myślisz, że wszystko sobie obmyśliłem w trakcie twojego biegu?
- Szczerze? Tak.
- I miałeś rację. Bobol wyjął z kieszeni granat dymny – Przechwyciłem go, kiedy umarła Lilciak. Miała go w torbie.
- Na trzy go rzucisz. Raz, dwa, TRZY!
Yankees natychmiast rzucił granatem, a ten w chwili dotknięcia ziemi, rozprzestrzenił dym.
Przyjaciele wykorzystali tę sytuacje, i pobiegli coraz dalej i dalej, na oślep, nie zważając na to, czy się potkną, czy nabiją, czy też zabiją. Biegli z dala od strażników. Kiedy dym zniknął( a trzeba przyznać, że było go dość sporo), Yankees odetchnął z ulgą.
- Możemy tu odpocząć, albo od razu iść dalej. Jak chcesz.
- Idziemy – Odparł stanowczo Yankees.
I poszli przed siebie, z nadzieją, że może uda im się przeżyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Cross
Papa Admin



Dołączył: 14 Lut 2008
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 15:31, 17 Lut 2008    Temat postu:

Bardzo ciekawe opowiadanie.
Pisz dalej! Jak na razie dam 10/10.
;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bro123
Papa Admin



Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 15:34, 17 Lut 2008    Temat postu:

Mi też się bardzo podoba ;]
Naprawdę pisz dalej, bo ocena spadnie! Ale jak na początek te 6 rozdziałów jest oki. 10/10. :]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bro123 dnia Nie 15:34, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dziuba
Początkujący



Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Wto 19:34, 04 Mar 2008    Temat postu:

0/10 spox.... Tylko akurat te soby których nei nawiedze tak bardzo oprócz lilciaka.. za to daje 0...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yank
Podrostek



Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Wto 20:58, 04 Mar 2008    Temat postu:

Dziuba napisał:
0/10 spox.... Tylko akurat te soby których nei nawiedze tak bardzo oprócz lilciaka.. za to daje 0...

o.O
JAKI ŻAL.
Moja wina, że ci się postacie nie podobają !?
Moja wina, że lord Dzubie sie nie podoba, bo wziąłem takie postacie !?
Pasujecie do siebie z Chazem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eddy
Junior-Moderator



Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Śro 9:00, 05 Mar 2008    Temat postu:

siemka nie czytalem no moze troche i mi sie podoba 9/10 jesli bys mogl mozesz mnie dodac?? Uśmieszek

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Fani Club Penguin Strona Główna -> Galeria Tekstowa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin